Pewne dzieła literackie czy filmowe nigdy nie powinny doczekać się swojej kontynuacji. Jeszcze niedawno do tego grona zaliczałem żulczykowskie „Ślepnąc od świateł” – historię, która dała jej autorowi nieśmiertelność jak „Chłopaki nie płaczą” Lubaszence. Niczym grom z jasnego nieba spadło na nas jednak „Dawno temu w Warszawie. Zmierzyłem się z powrotem Jacka, Paziny i całej warszawskiej śmietanki. Oto recenzja prawdopodobnie najważniejszej z literackich decyzji Żulczyka.
Świat pamięta wiele drugich części filmów czy książek, które nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego.
Jako chłopak dorastający na przełomie dwóch tysiącleci mógłbym mnożyć przykłady, jak np. Starship Troopers czy Dzień Niepodległości (ten drugi doczekał się marnej kontynuacji niedawno, ale nie powinien doczekać się jej nigdy). O Szybkich i wściekłych nawet nie wspominam. Oczywiście po drugiej stronie są też udane powroty jak np. Terminator 2.
A jak jest z jedną najpopularniejszych książek spod pióra Jakuba Żulczyka?
Zapraszam Was do przeczytania mojej recenzji Dawno temu w Warszawie, czyli II części Ślepnąć od świateł.
Postaram się oszczędzić spoilerów. A nawet jeśli jakieś się znajda, to nie wykroczą poza to, co w oficjalnych wywiadach lub mediach społecznościowych zdążył dotychczas ujawnić sam autor.
Recenzja Dawno temu w Warszawie – bohaterowie
Jeśli obejrzałeś serial i stąd potrzeba poznania literackiej kontynuacji, to musisz wiedzieć, że serialowe imiona różnią się od tych literackich. Po pierwsze – serialowy Kuba w książce to Jacuś.
Skąd te różnice? Daruję sobie wywód i odsyłam Cię do postu na fanpejdż Żulczyka. Znajdziesz go >TUTAJ<. Wszystko zostało tam jasno i klarownie wyjaśnione.
A teraz konkrety
Na łamach książki wracają do nas dobrze znane mordeczki. Mam wrażenie, że w większości mamy do czynienia ze starymi i dobrymi, ale bardziej rozbudowanymi postaciami. Każda z nich obrosła we własną historię. Każda z nich buduje swoją legendę.
I jeśli wydaje Ci się, że temat najbardziej pojebanego gangusa w polskiej kinematografii i literaturze został przez pana Żulczyka szeroko opisany przy pierwszym podejściu, to się grubo mylisz. To był tylko prolog.
Tak. Piekielny Dario wraca. Jeszcze bardziej szalony. Tak samo zły jak poprzednio, ale momentami jednak ludzki. Autor rozkłada starego bandytę na czynniki pierwsze. Stopniowo odkrywa przed nami kolejne karty historii Dareczka.
Słyszałeś utwór Pezeta „Gangi w LA”? Padają tam słowa:
„W moim mieście wszyscy grają Dario jak Frycz”.
Trzeba przyznać, że pan Janusz Frycz stworzył na ekranie postać niemal ikoniczną. Czytając sceny z udziałem tego wariata, nie sposób oczyma wyobraźni nie widzieć właśnie łysej glacy Frycza.
Żulczyk zdał sobie chyba jednak sprawę z kultu tej postaci, dlatego jednym epizodem sprawił, że już raczej nikt normalny utożsamiać się z nim nie zechce.
Dario nie jest tutaj dodatkiem. Chociaż nigdy nie prowadzi narracji w pierwszej osobie, to jego rola odznacza się tłustym drukiem.
W gruncie rzeczy Darunia to tylko tło dla takich postaci jak Pazina czy Jacek. Zacznijmy od dam…
Starą dobrą Martę Pazińską spotykamy w zupełnie nowej roli. Starsza o kilka lat, bardziej doświadczona i twarda. Taka jest stara dobra Pazina. Nie znajdziemy jej już w modnych warszawskich klubach. Można powiedzieć, że zostawiła tamto życie za sobą. Pazina w kontynuacji Ślepnąc od świateł to symbol kobiecej siły.
Marta została przywódczynią. Przywódczynią plemienia karmionego pogardą, przemocą i brakiem szacunku. Każdego ze swoich podopiecznych otacza opieką. Daje wsparcie. Wsparcie będące sola w oku sporej części społeczeństwa.
Skoro o jej plemieniu mowa, to szczególnie zapada w pamięć postać Wiktora. Wiktor odznacza się najmocniej na tle innych rezydentów Azylu.
Jest jeszcze Kurtka. Nowa figura na szachownicy. Warszawski cwaniaczek inspirowany rapem Kaza Bałagane czy Frostiego. Młodociany diler w drogim dresie, ekskluzywnej kurtce. W głębi duszy szalenie inteligentny i ogarnięty. Pośród znanych nam charakterów, ten nowicjusz to najbardziej charakterystyczna gwiazda w konstelacji bohaterów Żulczyka.
Pamiętasz scenę z serialu, kiedy cofamy się w daleką przeszłość i Jacek (czyli serialowy Kuba) siedzi w tanim barze ubrany w bluzę Adidas Originals razem z kumplem o ksywie Sikor i gangsterem granym przez Więckiewicza? Ziomek rekomenduje go do pracy w kokainowej branży. Kurtka to w moim mniemaniu to taki młody główny bohater. Tylko na początku drogi.
A skoro mowa o głównym bohaterze…
Duch wrócił!
Postać Jacka (ostatni raz przypominam, że w serialu to Kuba) wraca. Zdaje się być już zupełnie innym człowiekiem, chociaż dalej wciąga go mrok. Gdzie był? Co robił? Tego Ci nie zdradzę. Na pewno czuje ból. Mnóstwo bólu. To taki nasz polski Ciro Di Marzio (kto oglądał, Gomorrę, zrozumie analogię).
Lektura przyniesie odpowiedź na wiele pytań, jednak przy jego powrocie mam wrażenie, że autor nieco spłaszczył wątek związany z ucieczką przed Dario i przeszłością. Przez te strony przebrnąłem jak przez streszczenie lektury w podstawówce. Historia związana z majętnością Jacuni jest nieco na wyrost.
W talii Żulczyka pojawiają się też postacie drugoplanowe, ale nie są to dwójki rzucone przeciw asom. Na szczególną uwagę zasługuje policjantka Ewelina. Emanuję kobiecą siłą.
Skryta pod warstwą makijażu walczy. Inaczej niż Marta i o co innego, ale jednak walczy. Daleko jej do kryształowego charakteru, ale ta funkcjonariusza ma to coś. Pewnie kiedyś ją jeszcze spotkamy…
Tak samo, jak w przypadku Ślepnąc od świateł, tak i tutaj znajdziemy bohaterów o cechach bardzo zbieżnych z postaciami celebryckiego światka. Jest przygłupi zawodnik federacji freak fightowych o zamiłowaniu do drag queen – wspomniany Łukasz Czego Szukasz. Ja już mam typy gwiazdek Internetu tworzących fundament pod tego idiotę.
Jest też i bardzo wyrazista persona z tego świata. Jej wyczyny i styl bycia bardzo mocno przypominają o pewnym epizodzie z Fabiańskim… Kwestię ministra zdrowia pominę. Miało być bez spoilerów.
Każda postać ożywiona przez pióro pisarza jest swego rodzaju symbolem. Każda zdaje się nieść za sobą jakąś historię.
Autor rzuca nas w wir wydarzeń, gdzie spotykają się ze sobą ludzie ze skrajnie różnych grup społecznych.
Ciekawie pokazuje, jak w pogrążonej w mroku Warszawie przeplatają się losy biznesmenów, gangsterów z lat 90. XX wieku, policjantów, dilerów, queerowych prostytutek i zwyczajnych ludzi.
Miejsce akcji – horror pandemii
Wydarzenia ze Ślepnąc od świateł działy się na przełomie kilku dni. Kontynuacja historii rozciąga się na lata. W zachwianej chronologii i rozdziałach tytułowanych datami tkwi moc, co uzależnia bardziej niż błogi spokój narkotycznych świetlików. Autor rzuca nas do różnych miejsc i w różnych etapach czasu. Dopiero z czasem rozumiemy znaczenie pewnych scen.
Wyjątkowe jest też tło wydarzeń. Pandemiczne szaleństwo, starach, sygnały karetek. W pewnych momentach poczułem ten sam strach, jak wówczas gdy z telewizyjnych ekranów zaczęły zasypywać nas histeryczne informacji o zabójczym wirusie z Chin…
Chociaż to historia najnowsza, wydarzenia zdają się odgrywać w prehistorii. Wszystko o czym czytamy zdaje się dziać dawno temu w Warszawie.
Zamknięte imprezy, obostrzenia, ciężkie objawy covidu. Znajdziemy tu niemal wszystko to, co jeszcze niedawno nas przerażało. Żulczyk się nie pierdoli w tańcu. Dotyka czarnych wspomnień każdego z nas, umieszczając akcje swojej książki właśnie w covidowych czasach…
To, co mi osobiście nie podeszło, to skala fikcji literackiej. W Ślepnąc od świateł historia Jacka, Paziny i narkotykowe perypetie działy się gdzieś obok nas. Właściwie mogliśmy mijać bohaterów na ulicach Stolicy i nawet o tym nie wiedzieć lub nie zdawać sobie sprawy z tego, że elegancko ubrany typ właśnie niesie dobry koks posłowi.
Dawno temu w Warszawie jest już pod tym względem inne, bo przedstawione tam wydarzenia sięgają swoim zasięgiem poza stołeczną aglomerację. Mamy, chociażby „świetliki”, będące opioidem popularnym na skalę ogólnopolską.
Mamy akcje, które raczej nie przeszłyby bez echa w czasie pandemii i każdy z nas by się o jednym czy drugim przewinieniu głównych bohaterów dowiedział.
Być może taki jest koszt rozbudowy świata złożonych postaci. I ten świat pisarz rozbudował pięknie. Bo mamy tutaj i problematyczną kwestię więzi rodzinnych między rodzeństwem i… bardzo szerokie pochylenie się nad problemem społecznej seksualności.
Można powiedzieć, że Żulczyk wykorzystując swoją popularność, przybliża swoim czytelnikom bolesny świat szarej codzienności mniejszości seksualnych w naszym kraju. Jednocześnie daje pstryczka w nos tym, którzy chowają się pod płaszczykiem seksualnej hipokryzji. Przeczytasz, zrozumiesz. Nie chcę zdradzać zbyt wiele.
Nie ma sequelów nieskazitelnie doskonałych! Dawno temu w Warszawie jednak nie przynosi wstydu swojemu starszemu krewnemu.
Wręcz przeciwnie! To kawał dobrej literatury! Brnąc przez poszczególne strony powieści, nie da się wyobrażać sobie postaci inaczej aniżeli niż przez pryzmat serialu.
Chęć poznania dalszych perypetii była silniejsza niż potrzeba snu! Można zatem stwierdzić, że Jakub Żulczyk to producent narkotyku nie gorszego niż widoczny na okładce papierowego wydania świetlik.
Miłośników tego świata zachęcam do lektury. Raczej nikt się nie zawiedzie. I chyba każdy już od pierwszych kartek będzie się zastanawiał: „Kiedy pojawi się nowy serial…”.
Ja też czekam.