Niecały rok – dokładnie tyle czasu potrzebował Bezczel na wydanie nowego, solowego albumu. Raper, pomimo wielu trudności i piętrzących się przeszkód, ponownie zaskoczył wszystkich efektami swojej pracy. Jego dzieło już w pierwszym tygodniu po premierze znalazło się na podium OLiS. O nowej solówce, szczerości i stereotypach z reprezentantem białostockiej Fabuły rozmawiał Karol Rutkowski

„Słowo honoru” poszło w eter. Jesteś zadowolony z odbioru płyty przez przyjaciół, bliskich i środowisko?

Tak, i to bardzo. Po premierze dostałem wiele pochlebnych telefonów i wiadomości, zarówno od kolegów ze sceny muzycznej, jak i od osób z mojego otoczenia. Jakiś czas temu jadąc z Edkiem [członek Fabuły – Red.] autem słuchaliśmy „ADHD” [poprzedni album Bezczela – Red.]. Już wtedy czułem, że nadchodząca produkcja będzie dwa razy lepsza. Dziś wiem, że udało mi się sprostać wyzwaniu i na płycie faktycznie słychać progres.

A jak sam oceniasz „Słowo Honoru”, które dałeś swoim fanom?

Nie chcę wyjść na samochwałę, ale mam świadomość, że zrobiłem dobry i szczery album – momentami może nawet za bardzo – jak twierdzi moja żona (śmiech). Otworzyłem się przed słuchaczami, tak jak chciałem.

Gości można ci tylko pozazdrościć. Czym kierowałeś się przy ich doborze?

Nagrywałem z ludźmi, których lubię i szanuję prywatnie. Rap schodzi tu na drugi plan, chociaż każdy z zaproszonych przeze mnie artystów jest świetnym raperem. Zauważ, że na tej płycie nie ma tylu gości, co na „ADHD”… Dzięki temu „Słowo Honoru” ukazało się w dość krótkim odstępie czasu.

Pośród tracków sporo też niezwykle osobistych utworów…

„Jakie życie, taki rap” – jak nawijał Rychu Peja. Album powstawał w dość napiętym okresie mego życia. Miałem w głowie masę przemyśleń i ogólnie działo się wówczas dużo skrajnie różnych, dziwnych rzeczy. Poza tym od zawsze uważam, że za rapem powinna iść szczerość. Nie przebierałem w słowach i pisałem o tym, co czuję…

Premierę albumu poprzedziła seria wideoklipów. Sam zajmujesz się promocją?

Mam od tego zaufanego zioma i menadżera – Dawida Szynola. Niezwykle sobie cenię tego człowieka. Dobrze nam się razem pracuje. Należę też do ludzi, którzy lubią mieć swoje sprawy w swoich rękach, więc staram się jak najwięcej rzeczy ogarniać samodzielnie. To Dawid jednak domyka te bardziej skomplikowane dla mnie tematy. Moim głównym zajęciem jest po prostu robienie muzyki. Ona jest w tym wszystkim przecież najważniejsza.

Pierwszy tydzień zakończyłeś na podium OLiS. Spodziewałeś się takich wyników?

Może nie liczyłem na pierwszą trojkę, ale po cichu wierzyłem, że znajdę się w tym zestawieniu. Tak wysokie miejsce na samym starcie, to niezwykle miłe zaskoczenie. Nie ukrywam, że się z tego bardzo cieszę.

Bezapelacyjnie zaliczasz się do grona doświadczonych artystów. Śledzisz poczynania młodej gwardii z Białegostoku?

Staram się obserwować młodą podlaską scenę. Niestety, wieczny brak czasu nie pozwala mi przesłuchać wszystkiego. Na podstawie tego, co do mnie dociera, mogę jednak śmiało stwierdzić, że chłopaki trzymają wysoki poziom. Mocno kibicuję Maximowi i Blaze’owi. Ten duet ma w sobie potencjał. Co istotne, obaj są bardzo sceniczni. Potrafią grać bardzo energiczne koncerty, a ja niezwykle sobie cenię ten element.

A jak układają się relacje pomiędzy lokalnymi weteranami?

O ile mnie można nazwać już weteranem… (śmiech) Ja jestem chyba z tego „rzutu” pomiędzy weteranami, a młodymi. Za muzykę szanuję wszystkich. Prywatnie bardzo różnie. Jeśli chodzi o tych aktywniej działających weteranów, nie jest mi obca twórczość PWRD, NON Koneksji, Famy Familii, Cimura czy Kali i Doroty. Jest też ktoś taki, kto lubi głośno mówić o pomaganiu innym, a milczy o tym, jak ci, których ma na myśli, pomagali jemu. To dziwne. Wzajemna pomoc w gronie kompanów powinna być oczywista i bezinteresowna, a nie służyć budowaniu wizerunku.

Jesteś białostoczaninem z krwi i kości. Niestety wielu uważa, że stolica Podlasia lata świetności ma dawno za sobą…

Daję ci słowo honoru, że jest odwrotnie. Wszystko jeszcze przed nami. Dokucza nam jakiś dziwny kompleks „Polski B”, bo ktoś kiedyś przypiął nam taką metkę. Bzdura. Powinniśmy się z tego wyleczyć, zamiast ulegać stereotypom.

Mamy tu masę zdolnych, ambitnych i zaangażowanych ludzi. Miasto się rozbudowuje i rozwija na różnych płaszczyznach w bardzo szybkim tempie. Wyjątkowo cieszą mnie sukcesy sportowe białostoczan. Bardzo chciałbym przyłożyć rękę do zaznaczania mocnej pozycji Białegostoku na muzycznej mapie Polski. Jestem dumny, że pochodzę właśnie stąd.

Skoro „Słowo honoru” jest już na półkach, to co dalej?

Przede wszystkim muszę zadbać o zdrowie. Potem zabieram się za zaległe zwrotki gościnne, które mam do nagrania na płyty innych raperów. Jest tego całkiem sporo, więc będzie co robić.Pracujemy też nad kolejnym albumem Fabuły, jednak w tym roku na pewno nie uda się już go wydać. Być może ukaże się przyszłą wiosną. Wiele zależy od tempa prac, więc wolałbym nic nie deklarować za resztę chłopaków.
Chwilowo chcę odpocząć od solowych nagrań. Mogę jedynie zdradzić, że tego lata na pewno pojawię się na kilku dużych plenerowych koncertach np. w Ełku, Nysie czy Płocku. Chociaż zdrowie nie zawsze dopisuje, nie zawiodę. Słowo honoru!

Rozmawiał Karol Rutkowski, foto: Piotr Czarnecki

Opublikowano w Fakty Białystok, nr 23, 2014 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *