Czy w dobie popularności miejskich terenówek auto klasy biznes ma szansę stać się źródłem niezapomnianych emocji? Wbrew pozorom jest to możliwe. Limuzyna Opla nie tylko cieszy jakością wykonania czy designem, ale dostarcza też masę wrażeń z codziennych podróży. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, testując poddaną liftingowi wersję Cosmo.
Insignia praktycznie od chwili pojawienia się na rynku w 2008 roku miała niezwykle wysoko zawieszoną poprzeczkę. Rola następcy Vectry, której wszystkie generacje zyskały uznanie kierowców na całym świecie, nie należy do najłatwiejszych. Pierwszy sukces przyszedł jednak już w 2009 roku, kiedy to świeżutkie jeszcze auto zdobyło tytuł „Car of the Year”. W kolejnych latach było tylko lepiej.
– Od momentu rozpoczęcia produkcji, z fabryki wyjechało ponad 600 tys. egzemplarzy Insigni – mówi Daniel Kojło, dyrektor salonu Opel Mega. – To świetny wynik, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę dość krótką historię tego modelu.
W ubiegłym roku flagowa limuzyna Opla przeszła gruntowny facelifting. O tym, na co ją stać, przekonaliśmy się na naszym własnym podwórku.
Szyk, styl i moc
Auto już na etapie planów koncepcyjnych wzbudzało duże zainteresowanie. Trzeba przyznać, że projektantom niezwykle skutecznie udało się skomponować linię nadwozia tak, aby stanowiła kompromis między – mówiąc metaforycznie – gentlemanem wyciągniętym prosto z biznesowych salonów i prężącym muskuły atletą. Agresywnego przodu nie da się z niczym pomylić. A to za sprawą ogromnej atrapy grilla i charakterystycznych reflektorów. Zapewne sam Batman chętnie zamieniłby swój dotychczasowy pojazd na Insignię. Chociaż to typowo europejska limuzyna, na ulicach Gotham City prezentowałaby się dobrze zarówno pod osłoną nocy, jak i w blasku dnia. Jeśli dodamy do tego odpowiedniej wielkości aluminiowe obręcze, śmiało możemy poczuć się za kierownicą niczym sam Bruce Wayne.
Stylistyka auta ma w sobie pewien niepowtarzalny urok, stanowiący połączenie nowoczesnego designu i klasycznych kształtów. Pomimo kilkuletniej obecności na drogach, auto wciąż prezentuje się niezwykle atrakcyjnie i świeżo.
Wnętrze Insigni jest świetnym połączeniem dobrego wykonania, ergonomii, funkcjonalności i dobrze rozplanowanej przestrzeni. Chociaż największa przyjemność płynie z jazdy, pasażerowie również nie powinni narzekać na dyskomfort.
Prawie jak smartphone
Na pochwałę zasługuje system IntelliLink TouchR700, który potrafi zintegrować się z osobistymi urządzeniami mobilnymi. Wszystkimi funkcjami multimediów możemy sterować za pomocą ośmiocalowego ekranu dotykowego. Ciekawym smaczkiem okazał się „touchpad” umieszczony za lewarkiem skrzyni biegów. Z pozoru niewinne urządzenie znacznie ułatwia obsługę zestawu audio czy nawigacji. Wszystkie ustawienia możemy dostosować do własnych potrzeb i gustu. Nie jest to trudniejsze niż obsługa telefonu działającego na sofcie Androida. Świetnie spisuje się też nagłośnienie. Nawet wybredny meloman doceni jakość dźwięku płynącą z głośników – o akustyczne doznania dba cyfrowy system BOSE.
Wciskamy „Start”
Pośród gamy jednostek napędowych znalazło się: sześć silników wysokoprężnych i pięć benzynowych o mocy od 110, przez 250, do 325 KM. Pod maską testowanego przez nas egzemplarza w wersji Cosmo biło 160-konne serce CDTI współpracujące z sześciostopniową, manualną skrzynią biegów i systemem Start/Stop. Na miejsce testów tradycyjnie wybraliśmy podlaskie szlaki. W pierwszej kolejności sprawdziliśmy działanie układu kierowniczego. Pośród ciasnych alejek parkingowych i wąskich uliczek białostockich osiedli, to dość spore auto poradziło sobie wzorowo. Jeśli ktoś boi się, że w sobotnie popołudnie ciężko będzie mu znaleźć miejsce pod zatłoczonym supermarketem, nie powinien mieć powodów do obaw. Czasem trzeba jednak wybrać się też poza granice miasta. Nie mogliśmy się oprzeć pokusie, by zobaczyć, jak zadziorna limuzyna zachowa się na nieco dłuższym dystansie. Pokonanie fragmentu ekspresowej S8 minęło nam dość szybko. Auto płynnie przyśpiesza i zachowuje się pewnie nawet przy prędkościach rzędu 200 km/h, czego oczywiście – oficjalnie – nigdy nie sprawdziliśmy w praktyce.
Prawdziwą próbą okazał się jednak nocny powrót do Białegostoku krętymi, mglistymi drogami dojazdowymi. Tutaj dopiero, na zróżnicowanej nawierzchni, mogliśmy w pełni zweryfikować możliwości zawieszenia i pracę skrzyni biegów. Samochód prowadzi się niezwykle komfortowo, pewnie pokonując zakręty i wszelkiego rodzaju nierówności. Bezapelacyjnie niezastąpiony okazał się system automatycznego sterowania światłami drogowymi. Podróże Insignią są wyjątkowe również z innego względu – praktycznie każdy kierowca, któremu „siadaliśmy na ogonie” zwalniał i ustępował nam drogi, jakbyśmy jechali nieoznakowanym radiowozem drogówki.
Wrócę tu…
Po kilku dniach spędzonych za kierownicą flagowej limuzyny Opla naprawdę ciężko było nam odstawić ją do salonu. Chociaż w porównaniu do konkurencyjnych modeli z segmentu D jest ona autem dość młodym, niezwykle szybko zyskała popularność. Po gruntownym faceliftingu auto jeszcze bardziej przykuwa uwagę i kusi swoimi możliwościami. Jeśli ktoś szuka samochodu łączącego w sobie nowoczesne rozwiązania, komfort, bezpieczeństwo, dobrą jakość i ciekawą stylistykę – powinien sprawdzić, co oferuje mu nowa Insignia.
Karol Rutkowski
Opublikowano w Fakty Białystok, nr 19, 2014 r.