Prolog – dziękuj Bogu, że to fikcja

24 lutego 2022 siły orków najechały Ukrainę. Szeroko zakrojona operacja doprowadziła do zajęcia kraju w kilka tygodni. 17 września 2022 Putler zażądał od NATO, aby wszystkie siły przeniosły się za linię Wisły.

Wobec stanowczej odmowy Polski 13 grudnia 2022 rozpoczęła się inwazja na Polskę. Jeden z kierunków uderzenia onuc prowadził z Grodno przez Białystok w kierunku Warszawy.

0. Podlasie w ogniu

Byłeś kiedyś tak zmęczony ze stresu, że nie dałeś rady zrobić nic? Chciałeś zasnąć gdziekolwiek, oby w końcu zmrużyć powieki i odpłynąć?

Chociaż na chwilę. Wybrać się w podróż się tam, gdzie panuje spokój i cisza.

Tak się właśnie czuł. Zmarznięty, głodny, przepocony. Gdyby był sam, to chyba wolałby umrzeć.

Nawet dźwięk silników kluczącego nad ruinami Starosielc śmigłowca Mi8 nie był w stanie sprawić, aby się podniósł.

Wiedział, że ciekawskie wychylenie się za okno może zakończyć seria z pokładowego CKM-u, która rozrzuci drewniany dom w promieniu kilkuset metrów. Orki były przezorne… Zwłaszcza desant, dla których Białystok okazał się ciężkim orzechem do zgryzienia. Było jednak po wszystkim…

Śmigłowiec powoli oddalał się w kierunku Krywlan. Zapewne wracał z nocnej obławy na partyzantów, którzy nie chcieli dać za wygraną. Kryli się w ośnieżonej głuszy podlaskich lasów, skąd kąsali dotkliwie mniejsze grupy orków.

Woleli życie w wilgotnych ziemiankach niż katusze w niewoli. Z dala od miasta pozostawionego na pastwę okupantów.

Z Krywlan regularnie podrywano śmigłowce wspomagające naziemne siły oczyszczania zajętych terenów z „faszystowskiego elementu”.

Tak trochę jak w „9 kompanii”. Z tą różnicą, że tym razem walki trwały na zielonych rubieżach UE, afgańskie bojówki zastąpiły polskie oddziały, a tymi złymi były wojska federacji.

W każdym razie podlaska przestrzeń powietrzna należała do latających Alligatorów Ka-52 i Iskanderów wystrzeliwanych z Białorusi w kierunku walczącej Warszawy.

Brak obrony przeciwlotniczej dał Polakom dotkliwie o sobie znać. Co prawda białostoccy „Jagiellończycy” potrafili zdjąć Piorunami nawet latającego nisko Su-25.

Film z tej akcji na Instagramie Bonza, jednego z najbardziej medialnych żołnierzy Pułku Jagiellońskiego pokazywali nawet w angielskim BBC!

Niestety, te widowiskowe likwidacje latających orków były tylko epizodami bez większego znaczenia na teatrze podlaskiej wojny.

To paradoks, że pas startowy, z którego przez urzędnicze przepychanki i przepisy nie wystartował nigdy żaden większy samolot posłużył jako lądowisko dla transportowych Antonowów, wypełnionych spragnionymi krwi i łupów bestii w wojskowych mundurach.

Onuce powtórzyły sztuczkę z operacji kijowskiej, kiedy to WDW opanowało lotnisko Hostomel i stamtąd wyprowadziło uderzenie prowadzące do upadku ukraińskiej stolicy.

W przypadku Białegostoku schemat był podobny. Tylko bardziej krwawy…

Czerwony poranek okupacja Białegostoku przez Rosjan

I. Chatka bez Baby-Jagi

– Pieluchy nam się kończą.

Stanowczy damski głos ostatecznie wyrwał go z i tak płytkiego snu. Podniósł ospałe powieki. Stała nad nim w puchowej kurtce, na rękach z 2-latkiem otulonym zniszczonym kocem. Widok postawił go na nogi mocniej niż RedBull. Chociaż był zmarznięty, to z emocji zrobiło mu się gorąco.

Miał czuwać, a pozwolił sobie na sen. Szybko wyjrzał przez popękane okno. Ulica była zupełnie pusta. Zdemolowane witryny pobliskich sklepów świeciły pustkami.

Pobliskie bloki Rodziny Kolejowej przypominały upiorne domki dla lalek. Niegdyś zamieszkałe budynki, teraz straszyły wyrwami odkrywającymi wystrój do niedawna przytulnych mieszkań w wielkiej płycie.

Ich wnętrza zionęły śmiercią.

Niebo było krwistoczerwone. Byłby to piękny widok, gdyby nie okoliczności. Poranek był czerwony.
Świat też mienił się odcieniami czerwieni. Krzepnące plamy na ulicach zdradzały, że przerażająca cisza zrodziła się z krwawego chaosu.

– Mówiłam, aby zostać u nas – rzuciła pretensjonalnie.
– Gdzie Jaś? – uciął pytaniem dalszą dyskusję.
– Jeszcze śpi. Kaszle. Potrzebuje syropu wykrztuśnego.
– Pójdę do miasta. Może coś znajdę.
– W garażu zostawiłam. Mówiłam, aby tam siedzieć. Kaśka została. Jej Stefan…
– On nie żyje! – warknął, że aż dwulatek podskoczył na rękach – Stacjonował przy granicy, jak wchodzili. Zmietli ich albo pojmali i wykończyli! Zrozum to do ku**y nędzy!

Grymas pozbawionej makijażu i zmęczonej twarzy młodej kobiety zdradził, że za chwilę się rozpłacze.

– Przepraszam – rzucił z wyrzutem sumienia w głosie – Ale tłumaczyłem ci, że oni na pewno wiedzą o wojskowych mieszkaniach na naszym osiedlu. Przyjdą i będą szukać. Mieszkanie po mieszkaniu. A potem…

W tym momencie w progu starej kuchni stanął Jaś.

– Synku, chodź! – rzucił radośnie i objął młodego, który był wyraźnie jeszcze zaspany.
– Tato? – Zapytał Jaś.
– Słucham?
– Dlaczego uciekliśmy z naszego bloku tutaj? Gdzie ta pani, co tu mieszka?
– Jaka pani?
– Jej zdjęcia stoją na półce. Uciekła?

Są takie chwile w życiu ojca, kiedy język staje w gardle, a po czole spływają krople zimnego potu. Jak powiedzieć 6-latkowi, że znalazłeś tę chatę, bo jest tak brzydka, że sołdaci do niej pewnie nie zajrzą – a co za tym idzie – zwiększa się wasza szansa na przeżycie?

Czy mówić prawdę? Czy zdradzić, że ciało pani ze zdjęć znalazłeś przed bramką. Przeżyła II wojnę, komunizm i III RP. Dobrobytu wschodniego miru niesionego na lufach karabinów jednak nie doświadczy, bo jej czoło zdobił otwór po kuli z Makarowa.

Może poprosiła orków o jedzenie i leki? Może rzuciła w ich stronę wrogie spojrzenie? Przeżegnała się na widok demonów w ludzkiej skórze? A może odważnie broniła swej godności przed opętanymi żądzami cielesnymi onucami?

W końcu nie wybrzydzali. Nawet mężczyźni nie mogli czuć się pod tym względem bezpiecznie.

I tak staruszka miała szczęście. Może pochowają ją godnie. Wałęsające się po okolicy psy z głodu już zaczęły urządzać sobie uczty ze znalezionej ludziny.

Było to najtańsze i najłatwiejsze do znalezienia pożywienie. Podobno także dla tych, co zostali przy życiu, ale nie umieli sobie poradzić w nowej rzeczywistości. Głód jest zawsze skuteczną bronią.
Na szczęście doczesne szczątki nieboszczki może spoczną w pokoju.

Jak argumentować żonie i dzieciom, że nie mogą zaglądać do komórki obok tej chatki, bo jest teraz jednoosobową kostnicą waszej nowej pani gospodarz? Miks pytań przerwało kaszlanie Jasia.

– Nic prawie nie mamy – wtrąciła kobieta.
– Już się zbieram. – odpowiedział.

II. Sklep z płazem

Między szopą a domem stała różowa damka z koszykiem. Zapewne poprzedniej właścicielki. Pordzewiała, ale sprawna. Do centrum dojedzie.

W pierwszej kolejności postanowił jednak sprawdzić sklep z płazem w logo. Był tuż obok ronda. Może na zapleczu coś zostało? Sztuczne jedzenie ma długie daty ważności. Walki trwały długo, ale nim pierścień okrążenia, które wykończyło obrońców zacisnął się na amen, rząd zapewniał dostawy. Niektóre nawet z rarytasami jak czekolada dla dzieci.

To jednak przeszłość. Orki brały wszystko. Najgorsi byli ci z dalekich stron imperium. Oni wyrywali krany ze ścian i sedesy w toaletach publicznych. Wystarczyło przez 3 sekundy złapać ich spojrzenie, aby zamiast pomocy humanitarnej rzucili ci serię z AK.

Z lecących nisko helikopterów potrafili wygarnąć do cywili jak do kaczek. Nienawidzili Polaków. Kremlowscy propagandyści już od 2014 roku, kiedy to sięgnęli po Donbas, rozpoczęli żmudny proces wylewania jadu na Ukraińców i Polaków. Biało-czerwonych barw nienawidzili jednak szczególnie. Ich brutalność przypominała o tym na każdym kroku…

***

Z witryny sklepu z płazem pozostały tylko kawałki pleksi. Drzwi były uchylone, ale wchodzenie do wewnątrz przez nie było złym pomysłem – miny-pułapki skrywały się wszędzie.

Postawił rower przy ścianie, wszedł na siodełko i przeskoczył do środka rozrywając polar o zwisające pozostałości framugi. Wewnątrz panował chaos.

Poprzewracane regały, porozrzucane opakowania i rozbite butelki. Krajobraz jak po huraganie. I ten zapach…

Powoli zaczął szukać, chociaż szansę na znalezienie czegokolwiek były znikome.

W sklepie przed atakiem nie było zbyt wiele towaru, a więc i specjalnych łupów się nie spodziewał.

Na jednej z półek uchowały się musy owocowe dla dzieci. Było ich kilka. Głód i pragnienie wygrało jednak z wyrzutami sumienia i sam jeden pochłonął.

Nadaremno. Kiedy dotarł do ostatniej alejki żołądek podszedł mu do gardła, a odruch wymiotny wyrzucił całą zawartość jabłkowego koktajlu na puste regały.

Na podłodze leżało ciało. Ciało kobiety. W dodatku młodej. Ktoś przed nim przykrył z szacunku jej twarz firmową koszulką. I była to właściwie jedyna garderoba, którą miała na sobie.

Jej ręce zostały przywiązane za nadgarstki do podstaw sklepowych mebli. Zapewne jeszcze za życia. Ślady na ciele nie pozostawiały złudzeń…

– Bydlaki!- wycedził ze złością.

To jeden z tych widoków, których nie chcesz oglądać. Przetarł rękawem usta i chciał jak najszybciej stamtąd uciec. Jednak do sprawdzenia zostało jeszcze zaplecze.

Tam nie wpadało światło, więc trzeba było wchodzić ostrożnie.

Pierwszy krok, drugi krok i…

Lecąca skrzynka po piwie o mało nie trafiła go w głowę. Cofnął się chwiejąc na miękkich nogach, kiedy kop na klatkę piersiową pozbawił go resztek równowagi i przygwoździł do ziemi, a światło latarki skierowane prosto w oczy oślepiło.

Zasłonił się ręką i resztkami tchu krzyknął:

– Ja Polak!

Nastała chwila ciszy. Otworzył powieki. Zakapturzony facet z Fiskarsem stał nad nim. Czekał na jeden niewłaściwy ruch. Nie mówił nic.

– Nie zabijaj! – wydusił z siebie błagalnym głosem wijąc się pomiędzy regałami.
– Czego tu szukasz? – zapytał szorstko siepacz
– Jedzenia! Mam małe dzieci! – wydusił z siebie prawie płacząc – Patrz! Pokażę ci!

Powolnym ruchem wyciągnął sfatygowanego iPhone’a i skierował ekran w stronę napastnika. Ten popatrzył zza czarnej bandany na wyświetlacz, potem na niego i znów na wyświetlacz.

– Zabierz ich stąd. Jak najszybciej – rzucił już nieco łagodniejszym tonem i odsunął się do tyłu opuszczając siekierę.
– Auto spłonęło – odrzekł już nieco spokojniejszy.
– Ciesz się. Już byście byli martwi.
– Jak to?!
– Radia nie masz? Albo Telegrama? Walą do cywilnych konwojów jak do kaczek. Cała S-ósemka w stronę Warszawy jest zablokowana. Strzelali pociskami zapalającymi do cywilnych aut. Sku7^s*ny jeszcze publikowali filmiki płonących wraków z napisami “Children”. Zrobili to celowo.

Z każdym słowem głos siepacza coraz bardziej się łamał. Wrażenie twardziela z siekierą opadło. Jego miejsce zajął trzęsący się ze strachu gość, który w tym wojennym piekle strach krył za kapturem i ostrym narzędziem.

– Jak stąd uciec? – zapytał podnosząc się z ziemi i otrzepując i tak już brudne ubranie.
– My z córką czekamy na transport – powiedział półszeptem. – Znaleźliśmy kanał przerzutowy. Przewiezie nas bocznymi drogami.

Dopiero po tym zdaniu z zaplecza wyszło dziecko. Krótko ostrzyżone, w zbyt dużej kurtce Adidas i porwanych dresach z logo FC Barcelony.

Z zachłannością pochłaniało ostatnie czipsy z zachomikowanej paczki. Coś tu jednak nie grało. Delikatne rysy buzi nie pasowały do całokształtu.

– A gdzie córka? – zapytał już z pełną odwagą.

Siepacz dopiero po chwili zauważył, że jego pociecha wychyliła nos z kryjówki,

– Iza! – warknął – Miałaś nie wychodzić!
– Przepraszam tato, ale się bałam – kajała się cienkim głosem.

Nowy znajomy obejrzał się w jego stronę. Co ciekawe, nawet na chwile nie wypuścił z rąk toporka.

– Co się tak patrzysz? – zapytał szorstko. – Masz synów?
– Tak. Dwóch. – odpowiedział znów przerażony.
– Ja mam córkę. Po tym, co orki odpierd^*Lają musiałem obciąć jej włosy i ubrać na chłopca.
– To znaczy? – dopytał niepewnie.
– Ty ku**a ślepy jesteś? – odwarknął nerwowo – Byłeś między regałami?
– Ta… Taa… Tak – nerwy zaczęły paraliżować głos.
– To Olga, była z Grodna. Pracowała dwa lata. To mój sklep. Mówiła, że orków się nie boi, bo oni w tym samym mirze. Chciała pracować do końca. Jak skur****ny przyszli mnie nie było. Kradli, wszystko co się dało. Monitoring miałem włączony. Nagrał ich. Jak ją szarpią, jak próbuje walczyć, broni się. Mam nagrane wszystko w full HD. Jak tylko się wydostaniemy od razu niosę do telewizji… Namierzą ich! Jednostkę, adresy. Znajdą wszystko! Do trybunału zgłoszę!
– Przykro mi.
– Mówię ci, uciekaj stąd. My musimy iść. zostawię Ci numer Gadu-Gadu, gdzie się dowiesz wszystkiego. Obyś internet miał. Masz tutaj starter z SIM. Przy kasie jeszcze jeden został.

III. (Nie)przyjaciel

Powolnym krokiem wracał w kierunku kryjówki. Od zdemolowanego sklepiku dzieliło go zaledwie kilka metrów. Chciał jeszcze zajrzeć do ruin monopolowego obok, kiedy z uliczki wypadł pomarańczowy bus służb miejskich.

Przynajmniej kiedyś do nich należał, bo teraz powiewała nad nim flaga federacji a drzwi zdobiła namalowana sprayem omega z greckiego alfabetu – symbol inwazji na Polskę.

Nie było szans na ucieczkę. Rzucił tylko okiem na pobliską chatę, czy w oknie nie pojawiła się ona lub nieświadomy zagrożenia Jaś. Chciał ich chronić za wszelką cenę! Auto gwałtownie zahamowało tuż przy nim.

Dopiero wówczas zobaczył przestrzeń ładunkową, która przypominała bazar z początku lat 90-tych XX wieku. Skradzione telewizory, dywany, obrazy, zabawki… etatowi szabrownicy spakowali tam wszystko.

Jeden z orków zeskoczył z paki i od razu przeładował karabin.

Po pierwsze – stosować się do poleceń. O tym słyszał, kiedy jeszcze radio działało, ale przewaga sił nie pozostawiała złudzeń. Ostrożnie podniósł ręce do góry.

Sołdat podszedł do niego i popatrzył na rękawiczki. Gestem ręki, nie spuszczając go z muszki, kazał je ściągnąć i oddać. Było czuć, że pił.

Duże logo The North Face sprawiło, że zapragnął ogołocić cywila z jedynej zimowej galanterii.

Zdobył je bez słowa. Na szczęście ork nie zauważył obrączki. Jej strata byłaby o wiele bardziej dotkliwa. Kiedy wskakiwał z powrotem na pakę otworzyły się tylne drzwi kabiny. Tak dynamicznie, jakby miały wypaść z zawiasów!

Widok ofiary tych bestii w sklepie był ciężki, ale ona już została pozbawiona doczesnych trosk.
W zdobytym busie oprócz dóbr materialnych był też żywy towar.

I to w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Młoda dziewczyna o blond włosach w sfatygowanym uniformie jednego z banków próbowała uciec z sołdackiego uścisku.

Nie znajdowała się wewnątrz sama, jednak pozostałych postaci nie mógł dostrzec.

Ich spojrzenia się spotkały. Chociaż trwało to sekundę, przerażenie, ból i rozpacz zamknięte w błękitnych źrenicach młodej dziewczyny trudno opisać.

Ona już wiedziała, jaki los ją czeka. Zapewne najbliższe dni spędzi zamknięta w jakiejś piwnicy, gdzie onuce urządzą sobie z nią schadzki.

Nawet w kilku. Często pijani. Zawsze będzie musiała być gotowa. W przeciwnym razie zapłaci najwyższą cenę.

Wszystko trwało chwilę. Silna dłoń orka pilnującego zdobyczy wciągnęła ją za włosy do środka. Po krzykach z wnętrza samochodu można wnioskować, że dzieliła niedolę z innymi kobietami.

Drzwi się zamknęły, bus ruszył. Sołdat na pace rzucił przepite spojrzenie w kierunku drewnianej chatki, ale w oknach na szczęście nie było nikogo. Nawet firanki wisiały nieruchomo.

porwanie dziewczyny przez rosyjskich żołnierzy

Wtedy przypomniał sobie, jak kilka lat temu czytał o ISIS i cierpieniu Jazydek, sprowadzonych do roli seksualnych niewolnic swoich oprawców.

Siedząc przed monitorem w ciepłym mieszkaniu i popijając latte myślał sobie wówczas: “Jak dobrze, że nas to nie dotyczy…”

IV. Głód i nadzieja

Do domu zajrzał tylko po to, aby zostawić prowiant. Starszy syn pochłonął mus w locie i… nie wynikało to z jego łakomstwa. Tak działa głód.

Brak możliwości zapewnienia podstawowych potrzeb rodzinie to podłe uczucie.
Czujesz, jak niewidzialna siła mieli cię od wewnątrz.

Na początku powoli, potem coraz mocniej i mocniej. Czujesz ból bliskich, spotęgowany swoim własnym głodem i poczuciem bezradności.

Twoje wirtualne pieniądze nic nie znaczą. Ty nie znaczysz nic. Życie też traci wartość, kiedy dookoła żniwo zbiera śmierć.

Jeszcze niedawno prowadził własną klinikę weterynaryjną. Nieźle zarabiał, mieli oszczędności, nowe mieszkanie, samochód i perspektywy na dobre życie.

Ok. Darli się jak pies z kotem, bo pochłonął ich pęd życia. Praca, dom, dzieci, pieniądze… wiele par dotykał kryzys. Ich również nie ominął. W planach mieli terapię małżeńską.

Przeszłość wraz ze swoimi problemami pierwszego świata w tym momencie stanowiła mgliste wspomnienie.

No chyba, że byłeś mundurowym – wówczas sołdaci nie mieli litości. Załatwiali temat na miejscu. Często bez amunicji. Po prostu sięgali po nóż. Byli bezwzględni nawet w stosunku do starców, którzy służbę mieli za sobą.

Zaczynali od oczu. Potem cieli dalej. Gardło zostawiali sobie na koniec.

On na szczęście z mundurem nie miał nic wspólnego, chociaż mieszkanie kupili w bloku, w którym służbowe cztery kąty otrzymało wielu strażników granicznych i żołnierzy.

Potrafił zarobić. Miał dwie ręce, dwie nogi i łeb na karku.

W martwym mieście nie umiał jednak sobie poradzić. Nie znał się na survivalu ani na walce.

Wiedział, że jeśli zechcą przyjść po nich, to nie obroni rodziny. Będzie musiał skrępowany plastikową opaską patrzeć na piekło, które im zgotują.

Orkowie to uwielbiali. Kazali ojcom i mężom patrzeć na to co robią pozostałym członkom rodzin. Najgorsi byli tiktokerzy z brodami.

Scenarzyści z Hollywood mogliby na podstawie wyczynów brodatych sku***eli nakręcić naprawdę poj**any horror. Sęk w tym, że to co się działo w Białymstoku nie było fikcją.

Zbrodnie, terror i głód stały się rzeczywistością.

Teraz sen z powiek spędzało mu właśnie jedzenie. A raczej jego brak.

Sam od kilku tygodni jadł byle co. Przeterminowane żarcie z dyskontów lub piwnic w jego bloku sprawiło, że zaczął mieć biegunki. Stracił kilka kilogramów. Mimo wszystko wciąż miał siłę, aby funkcjonować… Napędzała go adrenalina i chęć przetrwania.

***

Dźwięk stawał się coraz głośniejszy i bardziej wyraźny. Odruchowo zasłonił okna i czekał na rozwój wydarzeń. W końcu ciężarówka przejechała ulicą.

Z megafonu na jej dachu leciał zapętlony komunikat:

“Białostoczanie! Jesteście bezpieczni. Wyzwoliliśmy Was spod jarzma faszystów. Prosimy o zgłoszenie się po pomoc do punktów pomocy cywilom. Przyjdźcie dziś w południe na Plac Jana Pawła II. Zapewnimy Wam pomoc lekarską i humanitarną”.

– Jedź tam bo z głodu umrzemy w tej norze – rzuciła zdesperowana sytuacją żona.

Nie miał wyjścia. Wiedział, że są w potrzasku i muszą spróbować. Nałożył porwaną kurtkę, wskoczył na różową damkę i mimo chłodu ruszył w stronę centrum.

V. Kabriolet

Skrzyżowanie Elewatorskiej i Popiełuszki było puste. W oddali na Elewatorskiej parkowały już ciężarówki, a szwadrony szabrowników uwijały się jak w ukropie.

Grupy odpowiedzialne za rabunek mienia nie czekały. Od razu zabrały się za rozkradanie tego co zostało w zakładach i magazynach przy handlowo-przemysłowej ulicy.

A kraść było co. Wolał się tam nie zbliżać. Pomknął dalej.

Widok na przejeździe był przygnębiający. Zniszczone elewatory PZZ górujące nad okolicą przerażały. Od strony Ełku powoli zbliżała się lokomotywa z ogromną czerwoną gwiazdą na przedzie.

Ten widok kojarzył z historycznych książek czy starych filmów. Zawsze zwiastował problemy. Oddziały milicji porządkowych zmierzały, aby zainstalować nową administrację.

Ruszył co sił, aby nie dostać serii od ochrony pociągu. Raczej nikt w wagonach trzeźwy nie był. Trwał festiwal zwycięstwa.

Wąską ulicę między rogatkami i skrzyżowaniem z Boboli blokowały zniszczone wozy pancerne orków.

Pułk Jagielloński, który bronił miasta do końca zmasakrował pancerną kolumnę onuc koktajlami Mołotowa i ręcznymi wyrzutniami rakiet. Działo się to na etapie walk, kiedy jeszcze ludzie wierzyli, że da się ocalić miasto.

Ominął spalone pojazdy. Z niektórych włazów wystawały ciała najeźdźców. Właściwie to fragmenty tego, co z nich zostało.

Sołdaci nie mieli szacunku dla swoich żywych towarzyszy. Co dopiero dla trupów. Okupantom nie spieszyło się z posprzątaniem trucheł.

Podobno basen na Stromej zmienił się w wielkie, wypełnione formaliną składowisko truposzy. W pierwszych dniach wojny straty nacierających były tak ogromne, że nasi żołnierze nie wyrabiali się, ze sprzątaniem ciał.

Ktoś w sztabie zakładał, że agresorzy zechcą odebrać poległych i wysłać ich z powrotem do domów.

Napór dzikich hord jednak nie ustawał. W końcu wszyscy ruszyli w bój i od tego momentu nikt się placówką i jej martwymi pensjonariuszami nie opiekował. Byli tam dalej…

Wszystkie budynki w okolicy zostały uszkodzone. Bombardowanie i strzelanie do celów wojskowych? Nie u orków. Oni walą na ślepo. Nawet w szkoły i szpitale. Białystok stanowił tego namacalny dowód.

Przejechać nad Trasą Niepodległości dało się tylko rowerem. Z wiaduktu zostały jedynie fragmenty betonu, więc musiał przemykać po lichych kładkach niczym ninja.

Ulokowana poniżej jezdnia świeciła pustkami. Na myśl przyszedł mu pierwszy odcinek „The Walking Dead”, kiedy Rick wjeżdżał do Atlanty. Krajobrazy były podobne.

Czuł się jak w mieście widmo. Każdy centymetr kwadratowy jego ciała trząsł się z zimna, więc jechał powoli.

Jedynym towarzyszem podróży był wiatr, z niepokojem kołyszący bezlistnymi koronami ocalałych drzew i krzewów.

Firmament nieba przecinały bezdźwięczne klucze czarnych ptaków.

Kolorowe balkony i pstrokate elewacje bloków przy Armii Krajowej kontrastowały z wszechobecnymi śladami ostrzałów. Wiedział, że jeśli ktoś w tych budynkach jest, to widzi go bardzo dobrze. Nie miało to jednak żadnego znaczenia.

Gdzieniegdzie okienne ramy wypełniała folia lub sklejone taśmą szkło. Na jednej poręczy dostrzegł mały panel fotowoltaiczny. Pewnie niewiele dawał, ale w martwym mieście każde źródło energii miało znaczenie.

Być może gdzieś tam ktoś mieszka, próbując przeżyć kolejny dzień rodem z piekła.
Bo piekło znajdowało się tuz obok, przy Lesie Bacieczkowskim.

Niegdyś hitlerowcy rozstrzelali w nim 3000 mieszkańców miasta.

80 lat później w jeszcze świeżych, masowych mogiłach na jego skraju spoczywała niezliczona ilość białostoczan. Ofiary bombardowań, ostrzałów czy braku opieki medycznej.

Brał udział w takim pochówku, a właściwie dostarczeniu ciała na prowizoryczny, bacieczkowski cmentarz.

Kiedy jeszcze kryli się z sąsiadami na własnym osiedlu w sąsiedztwie zmarła młoda kobieta. Nie trafiła jej kula. Nie dostała zbłąkanym odłamkiem.

Po prostu zabrakło jej leków na cukrzycę. Problem braku leków, środków czystości i wody pitnej dotykał każdego. Cierpieli nie tylko dorośli.

Pozostawienie zwłok w garażach nie wchodziło w grę. Razem z jej mężem zanieśli ciało pod las.

Wracali biegiem, bo usłyszeli w pobliżu silniki drona. Chwilę po tym na cmentarzysko spadły pociski. Jak nazwać to inaczej, aniżeli piekłem?

Nie chciał nawet o tym myśleć. Damka skrzypiała, ale jechała dalej.

Z graffiti na garażach w kierunku ulicy wciąż patrzyła para uśmiechniętych żołnierzy. Wrzut na kilka dni przed rozpoczęciem inwazji, kiedy dyplomacja ostatecznie zawiodła, wykonali lokalni artyści w asyście dziennikarzy – miał pokrzepiać serca cywili, a wielkie hasło “Wygramy” motywować do walki obrońców.

Na chwilę zwolnił. Wiedział, że dni tego dzieła sztuki są policzone, więc zapragnął zobaczyć je po raz ostatni.

Do miasta już zaczęli zjeżdżać funkcjonariusze OMON, a to w praktyce oznaczało jedno – kiedy umundurowane bestie ruszą dalej na front, nastanie terror i krzewienie resztek polskości rękami kolejnych bestii. Zresztą jak zawsze w historii.

Powietrze przeszył odległy ryk silnika! Szybko rzucił rower przy wiacie przystankowej i skrył się za wrakiem samochodu.

Musiał przejechać rondo Kmicic-Skrzyńskiego, aby ruszyć dalej, ale ten dźwięk go zaniepokoił. W dodatku stawał się coraz bardziej wyraźny. Zbliżał się…

Po chwili z ulicy Sikorskiego na skrzyżowanie w szaleńczym pędzie wpadło lśniące BMW M850i xDrive Cabrio.

Kierowca próbował pokonać rondo driftem, ale auto zarzuciło i tylko centymetry dzieliły wielkie felgi od spotkania z krawężnikiem.

Mimo zimowej aury dach był opuszczony. Wewnątrz siedzieli brodaci mężczyźni w czarnych mundurach, a z głośników leciał dobrze znany w Polsce utwór.

Девочка-пятница не хочет быть сегодня одна Какая разница где я? Не отвечаю на номера Можешь даже не набирать, можешь даже не набирать Хотим угорать, я хочу угорать…

Widok luksusowej Beemki na ulicach miasta, w którym brakowało wody, paliwa, prądu oraz leków to czysta abstrakcja. Chwilę się zastanawiał, czy z głodu nie dostał halucynacji..

– Ku**a – wycedził przez zęby powstrzymując krzyk rozpaczy..

W sekundę uświadomił sobie, że doskonale zna ten samochód. Widywał go na podziemnym parkingu swojego bloku bardzo często. I to zaledwie kilka miejsc parkingowych dalej.

Należał do sąsiada, który zdecydował się uciekać z rodziną praktyczniejszym autem. Swoją bawarską perełkę zostawił w garażu.

Nikt z mieszkańców nie odważył się nawet pomyśleć o tym, aby wyciągnąć z niej akumulator czy ściągnąć paliwo do agregatu.

Dobra luksusowe w obliczu zagłady przegrywają z potrzebą napełnienia brzucha i zaspokojenia pragnienia.

Teraz to jednak nie miało żadnego znaczenia. Barbarzyńcy od zawsze – czy to w czasach starożytnych, iczy całkiem współczesnych – praktykowali zwyczaj grabienia podbitych miast.

Białystok musiał zostać “wyczyszczony” do cna z zachodniego zepsucia, aby marionetkowi politycy orków mogli wdrożyć tu wschodni mir.

Ten i wiele innych samochodów białostoczan właśnie zmieniało właściciela. Bez pytań o cenę, umów i transakcji.

Teraz wiedział, że postąpił właściwie uciekając wczorajszej nocy z rodziną do zapyziałej chatki na Starosielcach.

Jeszcze raz przyjrzał się dokładniej nowym właścicielom BMW.

Po raz kolejny dziś poczuł uginające się pod nim nogi.

Czarne mundury i brody nosiła tylko jedna formacja. Ich obawiał się najbardziej, bo w boju wartość mieli znikomą, ale świetnie czuli się w roli egzekutorów i katów. Skoro wyprowadzili kabriolet z jego podziemnego parkingu, to musieli też znaleźć sąsiadów w garażach.

W tym rodziny mundurowych, które wiernie czekały na powrót ojców i mężów… .

Troski zniknęły wraz odjazdem szabrowników testujących swój łup.

Oczywiście z piskiem opon i muzyką na full. Rondo wyglądało na czyste. Czas naglił, a głód coraz mocniej doskwierał.

rosjanie zajmują Białystok

VI. Człowiek w kurtce Moncler

Posterunek na Wrocławskiej dogasał. Trochę dalej neonowe napisy wciąż trzymały się nad ostatnią stojącą jeszcze ścianą galerii handlowej.

Otwory po potężnych szybach dawnej siłowni wyglądały jak przepastne paszcze potworów chcących pożreć wszystko w okolicy.

Onuce wycelowany w osiedlowe centrum handlowe pociski Iskander.

Wszystko przez materiał pewnej nieopierzonej dziennikarki w TV o tym, że na podziemnym parkingu obiektu swoje wozy zaparkowały formacje mundurowe przybyłe bronić Stolicy Podlasia. Strat nikt nigdy nie oszacował.

Najtrudniejsze wciąż jednak na niego czekało. Musiał przejechać obok kościoła Jadwigi Królowej.

Jest takie powiedzenie: “Jak trwoga, to do Boga”. Ci którzy nie zdążyli uciec – kobiety, dzieci, starcy, schronili się w nawie dolnej świątyni. To miała być bezpieczna przystań cywilów.

Zapasy, woda pitna, ciepło, leki… księża się postarali. Jechali razem z wiernymi na jednym wózku.

Wiedzieli, że po kazaniach Cyryla o zepsuciu „Zachodu”, odnowie chrześcijaństwa i walce z satanizmem dla nich też nie będzie litości.

Wikary z kilkoma osobami namalował na dachu białą farbą ogromny napis “Cywile” po polsku, rosyjsku i angielsku.

Na nic to się jednak nie zdało. Piloci Migów doskonale wiedzieli w co celują. Lecieli na niskim pułapie. Podobno po internecie krąży nagranie z trafienia bombami zapalającymi.

Tylko biała wieża dzwonnicy jakimś cudem przetrwała. Górowała tak nad ul. Popiełuszki.

Czerwony krzyż namalowany na szczycie czynił z niej wielki nagrobek, pod którym pochowano żywcem setki niewinnych.

Tym co nie pasowało do pozbawionego życia krajobrazu pożogi była postać mężczyzny siedzącego na pasie zieleni.

Podjechał do niego zachowując najwyższą ostrożność. Nie miał nic do samoobrony. Zresztą w razie kontroli nawet scyzoryk był powodem do wykonania wyroku śmierci na miejscu.

Napotkany gość nie pasował do pogrążonego w chaosie miasta…

Przypominał przybysza z innego wymiaru, gdzie panował pokój i porządek. Przynajmniej z daleka, bo jego czerwona niczym dojrzałe czereśnie, błyszcząca kurtka nijak nie pasowała do obecnych realiów.

Z bliska wyglądał już gorzej.
Biały dres Nike kleił się od brudu, pomarańczowe adidasy warte średnią krajową przykryło błoto, a modna puchówka Moncler wyglądała jakby się w niej czołgał.

Mimo to w uszach tkwiły Air Podsy. Słychać było, że grają jakieś techno. Tępy wzrok wlepiony w wieżę zniszczonego kościoła zwiastował najgorsze.

– Ej, kolego – zapytał – Wszystko ok?

Chłopak siedzący na pasie zieleni podniósł wzrok i zapytał:

– Jesteś ratownikiem?

Jego spojrzenie było obłędne, ale nie był agresywny.

– Ja? Nie, nie. – odpowiedział niepewnie.
– Czekam na ratowników.
– Jakich ratowników?
– Zaraz przyjadą… dzwoniłem… tam były moje Marcelinka i Klaudia… czekają na strażaków. wyciągną ich i wrócimy do domu – wycedził jąkając się.

Nie wiadomo, ile dni tak tkwił. Wychudzona twarz wskazywała na to, że co najmniej kilka.

Może wyszedł szukać jedzenia na chwilę przed bombardowaniem? Może przyjechał do miasta zabrać bliskich? Nie mógł mu się pomóc. Na pewno nie teraz.

A może nie było już ratunku i czekał, aż orkowie go znajdą? Skrócą mękę, przetną linie życia jednym ciosem bagnetu.

Zabiorą Air Podsy i kurtkę, a następnie wyślą swoim rodzinom w głąb federacji jako łup wojenny.

Musiał go tak zostawić. Nie miał nawet jedzenia, którym mógłby się podzielić. Popatrzył na ruiny kościoła i ruszył dalej.

VII. Tunele

Stacja benzynowa też była spalona. Z osiedla Zielone Wzgórza zostały zgliszcza. Fala orków niszczyła wszystko. To była zemsta za obronę miasta.

Jedynym budynkiem, który nie został celowo ostrzelany, był gmach ZK przy Hetmańskiej. Potrzebowali go. Miejsca odosobnienia, gdzie wrzucą wszystkich niepokornych.

Więzienie dało się dostrzec z daleka. Wszystko w sąsiedztwie spaliły bomby lotnicze lub zniszczyły pociski artyleryjskie.

Kremlowski walec nienawiści przechodząc przez Białystok chciał pokazać Polakom jak bardzo ich nienawidzi.

Jak bardzo chce ich ukarać za odrzucenie idei panslawizmu.

Im bliżej tunelu Fildorfa-Nila, tym smród stawał się większy. Zwłaszcza, kiedy zawiał wiatr. Niestety wiedział, skąd ciągnie ten zapach.

Dawne, nieużywane już tunele carskie stały się miejscem kaźni dla wojskowych jeńców i cywili, którzy nie podpasowali. Nikt ich stamtąd nie zabierał.

Najpierw kazali układać pojmanym w stosy tych, co trafili tam przed nimi. Po wykonanej pracy kazali jeszcze nieświadomym ofiarom odwrócić się, klęknąć i zamknąć oczy.

Z tego miejsca nie dało się uciec. Jakaś onuca puściła na Telegramie nagrania z egzekucji w tunelach, ujawniając tym samym kolejną z setek zbrodni.

Zasłonił twarz szalikiem, aby nie czuć odoru. Ręce pozbawione rękawiczek skostniały mu z zimna, ale musiał jechać dalej.

Stara damka trzeszczała i piszczała, ale jechała. To jedyny środek transportu, jaki miał.

Najgorsze czekało go u progu w połowie zniszczonego bombami tunelu. Na zielonych barierkach nad wybrakowanym napisem z imieniem patrona tiktokerzy rozwiesili ciała obrońców.

Żołnierzy, policjantów, strażników, a nawet ratowników medycznych.
To ci, którzy na wniosek prezydenta się poddali. Orkowie nie mieli litości.

Twarze z czerwonymi oczodołami, które niegdyś kryły gałki oczne patrzyły w siną dal. Bez nadziei, że ich ofiara przyniesie lepsze jutro.

Rozcięte spodnie ofiar świadczyły, że oczy to nie jedyne co im odebrano. Orkowie lubili upokarzać, zadawać ból i bezcześcić.

Już na Ukrainie wyszło z nich ich bestialstwo. Tutaj to powtórzyli. Wyrządzanie krzywdy kobietom i pozbawianie mężczyzn męskości traktowali jak zabawę.

Ten akt terroru miał charakter szczególny. Obrona Białegostoku urosła do rangi legendy. Nie mogli zatem pozwolić, aby obrońcy uszli z życiem i przekazywali piekielne relacje dalej.

Chcieli też złamać ducha walki tych, którzy jeszcze się kryli w zakamarkach miasta.

Nie wiedzieli jednak, że Polaków można zniszczyć, ale nie pokonać.

Ten dowód bestialstwa budził strach. Strach, który był paliwem gniewu.

Podróż musiała jednak trwać dalej. Gdzieś tam w centrum czekała nadzieja na przeżycie przez jego bliskich kolejnego dnia. To było w tym momencie najważniejsze…

Epilog

Na szczęście powyższa historia jest fikcją. Historia Polski i Ukrainy nie jest sielankowa, ale dziś budujemy ją na nowo.

Jednoczy nasz wspólny wróg. Wróg, który pała żądzą zawieszenia swojej flagi na białostockim Ratuszu, a potem na… warszawskim PKiN.

Mijając uchodźców z Ukrainy pamiętajcie, że wielu spośród ich bliskich walczy o wolność gdzieś pod Bachmutem. Również naszą wolność. Tutaj. W Polsce. W Białymstoku.

Autor: Karol Rutkowski

Grafiki: Midjourney AI
_ _ _
Wesprzyj polskich medyków na ukraińskim froncie:
– Fundacja Liga Proobronna
BNP Paribas 35 2030 0045 1110 0000 0410 7910
_ _ _

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *